Strona:X de Montépin Marta.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

znikły. Natomiast nad drzwiami widniał duży afisz z ogromnemi literami: DOM DO WYNAJĘCIA w całości lub w części.
Co to znaczyło? Robert wysiadł z dorożki i zadzwnił.
Drzwi się otworzyły. Jakiś człowiek ukazał się na progu.
— Czy jest doktor O’Brien? zapytał przybysz.
— Już tu nie mieszka, odpowiedział ów człowiek.
— A odkąd?
— Od kilku dni.
— Gdzie doktor znajduje się obecnie?
— Zagranicą. Pan O’Brien sprzedał swe ruchomości handlarzowi, który wszystko zabrał nazajutrz, odprawił służbę i wyjechał z rzeczami i swą jasnowidzącą. Słyszałem, jak mówił do woźnicy: Na kolej Północną. Ale koleją północną można wyjechać w różne strony.
Widocznie odźwierny nic więcej nie wiedział; zbyteczne było więc wypytywać go dłużej.
Robert wrócił do Saint-Ouen, chcąc czemprędzej znaleźć się w fabryce i zwierzyć się z obaw swych Klaudjuszowi Grivot, któremu oznajmił już o projektowanem porwaniu Marty.
O’Brien zatrzymał się rzeczywiście, ale nie w Paryżu. Odkąd przyszła mu myśl wykradzenia dziecka, które miało się w ręku jego stać teraz kopalnią złota, powiedział sobie, że powinien otoczyć się taką tajemnicą, że nawet cień podejrzeń nie może do niego dojść. Należało więc udawać niezwłoczny wyjazd i zniknąć, ale oddalić się, tak, żeby mógł czuwać wciąż nad Martą i jej babką, i wybrać stosowną chwilę, dla wykradze-