Strona:X de Montépin Marta.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

że przedsięwzięcie operacjj równałoby się wydaniu wyroku śmierci na Weronikę. Lecz wiedza również jak Sprawiedliwość nie jest nieomylną.
Noc przepędził bezsennie, starając się obmyśleć środki, jak mógłby zdruzgotać broń, mogącą go ugodzić, jak sparaliżować rękę, mogącą mu cios zadać.
Był sposób, o tem już nieraz myślał: Sposób był, ale bardzo gwałtowny. Trzeba byłoby raz na zawsze zgładzić babkę, gdy jednocześnie zniknęłoby i dziecko.
Ale ktoby mógł tego dokonać? O’Brien, pod warunkiem zdwojenia przyrzeczonej nagrody. O! sumę tę onby chętnie podwoił bez wahania, byleby sobie zapewnić bezpieczeństwo. Czyż nie miał kasy oddzielnej, jemu tylko wiadomej, obficie zaopatrzonej w pieniądze, skradzione bratu?
Po za tem życie wydawało mu się pięknem, znajdował się na czele wspaniałego przedsiębiorstwa, otaczał go powszechny szacunek i w przyszłości nie groziło mu rusztowanie.
Robert Verniere postanowił niezwłocznie zobaczyć się z O’Brienem, który poprzedniego wieczora powiedział mu: „Ja czuwam!“ i nakłonić go do spełnienia podwójnej zbrodni za podwójną cenę.
O godzinie dziesiątej zrana opuścił willę Neuilly, gdzie wszyscy spali jeszcze po znużeniu całodziennem.
Pieszo udał się do alei Wielkiej Armii, wziął powóz i podał adres magnetyzera. Kiedy powóz zatrzymał się przy ulicy Zwycięztwa, naprzeciw mieszkania O’Briena, Robert sam się zapytał, czy nie śni. Szerokie tablice marmurowe, z napisami Instytutu magnetycznego