Strona:X de Montépin Marta.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

wiedziała Aurelja. Uczyniliśmy wszystko, co zależało od nas, ażeby ją zdecydować do przyjęcia naszej pomocy, pensji, któraby jej pozwoliła żyć spokojnie i wychowywać wnuczkę. I odmówiła.
— Nie możecie jej zmusić do przyjęcia dobrodziejstwa pomimo jej woli, podchwycił Robert.
— Zapewne, lecz pomimo to naszym obowiązkiem jest starać się o uczynienie jej życia mniej przykrego, mniej bolesnego.
— W jaki sposób, skoro odmawia waszej pomocy?
— Starać się o przywrócenie jej wzroku.
Robert z trudnością wielką pokrył słabość, ogarniającą go raptownie.
Teraz wtrącił się Filip de Nayle.
— A gdyby usiłowanie powiodło się, rzekł, ja pierwszy prosiłbym o przywrócenie jej miejsca, które miała w fabryce przed nocą zbrodni.
— Ale wyleczenie jest niemożliwe, odparł Robert.
Pan Daniel Savanne powiedział nam, jaka jest pod tym względem opinia doktora Sermet. Któżby się więc ośmielił na próbę, z góry skazaną na niepowodzenie?
— Mój przyjaciel Henryk, odpowiedział Filip.
— Pan, panie Savanne? spytał Robert, zwracając się do młodzieńca.
— Tak, panie, lecz dopiero wtedy, gdy nabiorę zupełnego przeświadczenia, że operacja nie zagrozi żadnem niebezpieczeństwem życiu tej biednej kobiety...
— A gdyby pańskie przeświadczenie oparte zostało na pomyłce, zawsze możliwej? podchwycił żywo bratobójca, jaki żal i wyrzut sumienia miałby pan wów-