Strona:X de Montépin Marta.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ociemniała drżała. Zdołała jednak powstrzymać jęki, cisnące się jej do gardła, i wyjąkała:
— Nikt bardziej nademnie nie podziela głębokiej boleści pani, nie zapomnę nigdy, że ten, którego opłakujemy, był najlepszym ze wszystkich ludzi, a dla mnie był najlepszym panem. Ofiarujemy ci, pani, te kwiaty przez pamięć dla niego.
Wszyscy rozpłakali się.
Mała Marta zwracając się do Matyldy Savanne, rzekła:
— Jesteśmy wszystkie w żałobie, ale obok zmartwienia Bóg daje trochę nadziei dla wszystkich. Pani jesteś córką tego, który stara się wykryć morderców i ukarać ich. Ofiarujemy ci ten bukiet, prosząc Boga, ażeby kierował tak pani ojcem, iżby ofiary zostały pomszczone!
Słowa dziecka wywołały prawdziwy zapał.
— Tak! tak! niech będą pomszczone! zawołał stary Szymon.
I tłum powtórzył:
— Niech będą pomszczone! tak! tak! niech będą pomszczone!
Robertowi i Klaudjuszowi pot wystąpił na czoła.
Przemówienia się skończyły, zwiedzać miano fabrykę.
Podczas drogi Henryk Savanne przyłączył się do pani Verniere, która nań skinęła.
— Mój panie Henryku, rzekła do niego, pomówimy w ciągu dnia o tej biednej pani Sollier. Dotąd nie mogłam się nią zająć. Powinieneś ją zbadać poważnie i przekonać się, czy pańska wiedza nie mogłaby poradzić dla jej wyleczenia.