Strona:X de Montépin Marta.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Myślę o tem często, odpowiedział młodzieniec. Zobaczymy, czy to wyleczenie jest możebne. I byłbym to już uczynił, gdyby nie cios straszny, jaki mi zadała śmierć mego ukochanego ojca.
— O! tak, mój drogi Henryku! wtrąciła Alina, uczyń nawet niemożebność, ażeby jej przywrócić wzrok!
— Ona widziała mordercę, ponieważ z nim walczyła, dodała pani Verniere. Jeżeli odzyska wzrok, może będzie w stanie go poznać i wydać sprawiedliwości?
— Bóg to pozwoli, wyrzekł Filip de Nayle, który się znajdował przy matce.
— Wszystko, co będzie można, uczynię, odparł Henryk.
Zwiedzanie fabryki miało się ku końcowi i zbliżała się godzina biesiady.
Udano się do zakładu pani Aubin, wszyscy zasiedli przy zastawionych stołach. Na dole rodzina Vernierów, Savannów, władze z Saint-Ouen i majstrowie fabryczni.
Na pierwszem piętrze Filip de Nayle zastępował ojczyma.
Podług życzenia Aliny, mała Marta i jej babka siedziały po prawej i lewej stronie Henryka Savanne.
Zaczął się bankiet.
Zbyt świeżemi były bolesne wspomnienia, ażeby możliwe być mogło wielkie ożywienie... Robotnicy byli spokojni, w braku zaś wesołości najszczersza serdeczność panowała w ciągu całej biesiady.

∗             ∗

Wśród tłumu ciekawych, którzy obecni byli korowodowi uczestników bankietu, nikt nie zauważył starca o długich białych włosach, twarzy bladej i oczach za-