Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/541

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jak rady miejskie, zawczasu uchwalały wysokość kontrybucji wojennych, ażeby zjednać sobie naszą życzliwość swym służalczym pośpiechem. Widziałem wiele jeszcze innych, których szczegółami nie chcę pani utrudzać... Oto dlaczego powiedziałem przed chwilą, że we Francji patrjotyzm przepadł! Oto dlaczego i teraz to powtarzam i mam zupełną słuszność!..
— A ja — zawołała pani de Nathon, a oczy jej zabłysnęły oburzeniem szlachetnem — nie chcę panu wierzyć i dodaję, że taka mowa do żony zwyciężonego jest niegodną szlachcica! Czy te fakty, o których pan wspomniał, są prawdziwe czy fałszywe? Niewiem, ale choćby były nawet prawdziwe, nie mają jeszcze żadnego znaczenia! Występki kilku jednostek nie bezczeszczą całego narodu! Wszędzie i zawsze znajdą się podli! Nie, panie, patrjotyzm nie wygasł w sercach francuzkich! Mój mąż już dowiódł panu, czyniąc to, co uczynił, przejmując was przestrachem przez swą bohaterskość, a Francja, która wam się wydaje umarłą, najlepiej wam dowiedzie w dniu swego odrodzenia.
Po tych słowach nastało milczenie.
Hrabina po tej gorączkowej tyradzie, zdawała się już nie widzieć obecności oficera, który znowu przygryzał wargi i targał brodę.
Zajęła się Herminią, której na wpół omdlenie ledwie przechodziło.
Po upływie przeszło minuty, p. Gastein skłonił się i odezwał:
— Teraz, pani hrabino, niech mi pani raczy pozwolić bez zwłoki już spełnić rozkaz, który mi został dany.