Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/540

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Wierzaj mi, pani hrabino — rzekł -nie mów o patryotyzmie... Istnieje on u nas w wielkiej i pełnej chwały ojczyźnie niemieckiej, ale we Francji on przepadł!.. To wyraz bez znaczenia na ustach francuza!
— Milcz pan! milcz! zawołała Berta w uniesieniu. — Kłamiesz pan!
Pan de Gastein cały zbladł.
Przygryzł wargi aż do krwi, targnął się za brodę i parę razy przeszedł się prędkim krokiem po salonie, jak zwierz dziki, zamknięty w klatce.
Gdy wrócił jednak na dawne miejsce przed ogniem i oparł się o kominek, wszelki ślad wzruszenia zniknął z jego twarzy i znowu się uśmiechnął.
— Można wiele wybaczyć gniewowi kobiety... — rzekł. — Mężczyźnie odpowiedziałbym strzałem z rewolweru... Pani, pani hrabino, odpowiem argumentami... Tak, patrjotyzm wygnany został z waszego kraju pokonanego!.. Któż lepiej od nas może o tem wiedzieć?.. Chcę pani dać dowody... Odkąd nasze wojska depczą po ziemi Francji, która występuje z rewolucją nazajutrz po klęsce, cóż się dzieje w oczach naszych? W każdem mieście zajętem przez wojsko nasze, komendant nasz zasypywany jest listami, pisanymi przez francuzów, denuncjujący mi innych francuzów. A małoż to widziałem milionerów, ratujących swe ekwipaże i samych siebie od wszelkiego niebezpieczeństwa przez pomalowanie na powozach czerwonego krzyża genewskiego i obszycie ich w płótno ambulansowe... Widziałem jak wieśniacy w wioskach waszych odmawiali żywności żołnierzom francuzkim, zachowuiąc ją dla naszych... Widzieliśmy,