Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/539

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Tak pani... Kiedy w okolicy posłyszą, że pan de Nathon został rozstrzelany, górale, którzy ukradkiem polują na niemców, zapewne ochłoną w swym zapale...
Herminia jęknęła i na wpół zemdlona, osunęła się na fotel.
Pani de Nathon zbladła i zachwiała się, ale natychmiast zapanowała nad sobą i wzruszając ramionami z przygniatającą pogardą:
— O! mój panie!.. — odparła. — Czy sądzisz że ci uwierzę? Odkądże to u narodów cywilizowanych rozstrzeliwa się żołnierza w niewoli?
— E! wolni strzelcy nie są żołnierzami!
— A czemże są?
— Mordercami a niczem innem... Ktobądź kryje się, ażeby zabić człowieka, popełnia zbrodnię, karaną przez wszystkie prawa i musi ponieść karę. My, niemcy, jesteśmy nieprzyjaciółmi uczciwymi i szlachetnymi...
— Uczciwymi i szlachetnymi. Boże sprawiedliwy! — wykrzyknęła hrabina, podnosząc ręce ku niebu — zapomniałeś pan o Bavilles, gdzie żołnierze wasi bagnetami wpędzali do gorejących domów kobiety, dzieci i starców!..
— To wojna!.. My walczymy w otwartym boju, wy, francuzi, apostołujecie morderstwo, a wasi wolni strzelcy są po prostu zbóje!..
— I pan śmiesz tak nazywać ludzi gotowych na wszystko, byleby kraj swój ocalić?.. Śmiesz pan patryotów stawiać na równi ze zbrodniarzami?..
Oficer pruski uśmiechnął się gracko.