Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— I że pani hrabina odwiedza codzień człowieka, którego kocha!.. — wyrzekł z kolei August.
Człowieka, którego kocha!.. Nędznik powiedział: „człowieka, którego kocha!“
Pana de Nathon ogarnęła wściekłość, jaka nieraz popycha do zabójstwa. Gotów był rzucić się na służącego, schwycić go za gardło i udusić.
Ale i tym razem się pohamował. Trzeba było wysłuchać do końca. Jeżeli ten łotr kłamał, zawsze do zabicia go, był jeszcze czas.
— No! — wyrzekł złowrogim głosem — dowiedźcie, ponieważ macie dowody! Ale najprzód nazwisko tego człowieka, którego jak powiadacie, żona moja kocha... Mówcie! widzicie przecie, że czekam!..
Fanny spojrzała na Augusta, który postąpił kilka kroków naprzód.
— Jesteśmy na rozkazy pana hrabiego — zaczął — lecz sądzę, że przedewszystkiem należałoby postawić warunki maleńkiej tranzakcji. Pan hrabia pojmuje zapewne, jak nasze położenie jest draźliwe... Uczucie może zanadto delikatne, zniewala nas do opuszczenia służby, bardzo dobrej służby. Przekonani będąc, że niepodobna nam będzie znaleźć tak dobrych państwa, jak tych, których nam trzeba pożegnać, postanowiliśmy wyrzec się służby, pobrać się i zająć się handlem trochę... Ale brak nam głównej rzeczy i spodziewamy się jej od pana hrabiego wzamian za usługę, jaką mu mamy wyświadczyć.
— A! — zawołał pan de Nathon z niezmiernym wstrętem — chcecie być zapłaceni!.. Denuncjujecie nie z nienawiści, ani przez gniew, ale jak Judasz, dla pieniędzy!..