Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/500

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Panna Fanny udała zakłopotanie tak doskonale, że pierwszorzędna aktorka z trudnością jej wyrównałaby.
— Nie wiem doprawdy, jak to powiedzieć panu hrabiemu... — to bardzo trudno... Ja tylko prosta służąca, ale dzięki Bogu, zawsze postępowałam uczciwie i nigdybym nie chciała mieć coś podobnego do ukrywania!.. Nie, panie hrabio, za wszystko nawet złoto Banku Francuzkiego.
— Ani ja, choćby za całą Kalifornię! — dodał August jakby echo.
— Ja, co czciłam panią hrabinę jak świętą!.. — podchwyciła Fanny, ocierając suche oczy. — A! napłakałam się co niemiara...
Zęby pana de Nathon szczęknęły, ale pozwolił nikczemnym oskarżycielom odegrać rolę do końca. Widział już przed sobą przepaść, ale przepaść ta, ciągnęła go ku sobie.
— Więc to o panią hrabinę chodzi?.. rzekł.
— Niestety! — westchnęli naraz Fanny i piękny August.
— Śmielibyście przypuszczać, że postępowanie mej żony nie było zawsze honorowe i bez zarzutu?
— Czyż się bez zarzutu nazywa „postępowanie kobiety zamężnej, kiedy daje ona schadzki potajemne mężczyźnie, który nie jest jej mężem...“ — spytała pokojówka.
— Schadzki!.. — powtórzył hrabia — to niepodobna!.. Zycie pani de Nathon jest przejrzyste jak kryształ... Nie ukrywa ona nic i nie potrzebuje ukrywać!.. Drzwi jej pałacu i salonu są zawsze otwarte!.. Gdzież więc odbywałyby się te schadzki?