Strona:X de Montépin Dziecię nieszczęścia.djvu/492

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Fanny ujrzała w ognistej wyobraźni rozkosze, o jakich tak często i tak daremnie marzyła. Straciła głowę.
— Auguście... drogi Auguście — szepnęła czule, pieszczotliwie — zebrałam sobie trochę grosza...
— Zawsze się tego domyślałem...
— Sumka nawet dość okrągła..
— Ile?..
— Trzydzieści tysięcy franków... W dobrych papierach... Wzajemnego kredytu... Kolei orleańskiej... Pieniądze pewne... Proponujesz mi spółkę?.. Przyjmuję... Zysk z twego interesu zwiększy mój kapitalik... Połączmy się, ale na całe życie... Czy chcesz mnie zaślubić?..
— Trzydzieści tysięcy franków, powiedziałaś? — zapytał piękny August.
— Nie liczę w to jeszcze procentu za kwartał i moich zasług za czternaście miesięcy.
— Rzecz wcale nie niemożebna... Na jakich warunkach się pobierzemy?.. Ja chciałbym wspólność majątku...
— Jak chcesz, bo mnie idzie tylko o twoje serce... Słówko powiedz... daj znak... a ręka moja i akcje moje są twemi!!
— Pęc i zgoda!.. Rzucasz służbę... Zakładamy sobie szykowną kawiarnię przy jakim teatrze... Będziesz w niej królową i zostaniemy milionerami!..
— I będziesz mnie kochał, o mój Auguście! — zawołała stara panna z upojeniem. Ma się rozumieć!.. To samo z siebie wypływa!.. — odpowiedział lokaj, drwiąc sobie w myśli ze