Przejdź do zawartości

Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kiedy on usiłował w taki sposób wytłumaczyć się przed samym sobą i postanowił jej unikać, aby się ocalić, „wyzwolić z niewoli“ — jak mówił; ona czuła tylko i cierpiała, niejeden żal ciężki tłumiąc w duszy.
Wśród tych okoliczności możeby się byli jeszcze długo udręczali wzajemnie; atoli w ów już bardzo luźny stosunek ich miłości, trzymający się związku jedynie siłą nabytą w czasie przeszłym, nagle wtargnęła zazdrość, uczucie zdolne rozsadzić nawet daleko trwalsze związki. Raz, przypadkiem, spotkała go idącego pod rękę z jakąś niezwykle piękną kobietą — dramat straszny, chociaż dosyć zwykły!
Wszystko inne puściłaby w niepamięć prędzej, tylko nie to. Po miłości, żadne uczucie nie jest tak wyłącznie niewieście, jak zazdrość i właśnie ten jej gatunek. Zniosłaby jego gniew srogi, wybuchy tyranji, brutalności ostatniego rzędu; ale w żaden sposób nie zdołała przenieść tego, iż przełożył nad nią inną. Niechby wreszcie jej nie kochał, ale pod warunkiem, że innej nie pokocha!
Przyglądała mu się bacznie, jak szedł z tamtą — rozjaśniony, uśmiechnięty, swobodny, taki, jakim go Psyche dawno już nie widziała. Widocznie usiłował być miły i przyjemny dla tej nowej towarzyszki, która, peł-