Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrzuty, wymagania i na nie dawał sobie mniej więcej taką odpowiedź: „W sprawie miłości dwojga ludzi nigdy nikt nie jest nikomu nic winien; bo przecież uczucie było wspólne i wspólne chwile szczęścia, za które każde z nich po swojemu musi zapłacić. Ile szczęścia sam wziąłem, tyle go dałem. Z jakiegoż więc powodu ona mię teraz obwinia? Skończyła się widać epopeja miłości, trudno zmuszać serce... Gdzież jest mój znowu świat artysty, obywatela, człowieka? Mamże go poświęcić tak zwanemu obowiązkowi miłości, oddać się zupełnie zachceniom drażliwej kobiety? Jeżeli tak postąpię, czyż nie wyjdzie na to, że sprawy wyższego rzędu, ogólniejsze, poświęcam dla spraw osobistych, małych, samolubnych? Toż gdy będę czynił ciągłe ustępstwa jej zbyt przesadnym wymaganiom, oczywiście przepadnę jako członek swego społeczeństwa, ludzkości i w imię jakoby obowiązku miłości stanę się cichym, potulnym pantoflem. Naturalnie, ona do tego tylko dąży... Mojaż w tem wina, że idealne zachwyty, uniesienia człowieka rozwiewa i rozmiata zimny wiatr rozczarowania, że z dawniejszych marzeń i wspomnień proch się dzisiaj sypie? Jest to natura rzeczy i nic więcej!... Napiszę romans na tem osnuty.“