Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzenia, tak, iż głową padł w stojącą obok opałkę z jajami, podczas gdy stołek i pies zwaliły mu się na nogi. Duda bowiem w rozmachu trwożliwej ucieczki wpakował się niefortunnie między nogi i, skubany z tyłu przez Kwiatka, z jarzmem stołka na grzbiecie, wił się jak szalony, tłamsząc żyda, głową w jajach pogrążonego. Gwałt nie dający się opisać! Zażarte chrapliwe głosy rozjuszonych psów, rozpaczliwy krzyk szynkarza, pływającego w jajecznicy, przytem stuk, łomot... Dziewka karczemna wpadła więc za szynkwas z garnkiem wody, a nie mogąc wśród zamieszania w ciemnym kącie odróżnić psów od żyda, lunęła wodą w opałkę i zwiększyła ilość jajecznicy. Jak oparzony i ze stołkiem na grzbiecie wyrwał się teraz Duda z tej łaźni, co tchu uchodząc do chałupy. Szmul, drżący ze strachu, kapiący jajecznicą, wydobył się wreszcie na wierzch, obmył i po niejakim czasie przyszedł do siebie.
Nie mógł on jednak nigdy zapomnieć ani o swem przerażeniu, ani o stracie poniesionej w jajach. To też niechętnie już spoglądał na Kwiatka, wzdychał widząc go i żałośnie pomrukiwał sam do siebie... „Aj waj, moje jaja!“ I znowu w karczmie potoczyło się życie zwykłym trybem, a chociaż się zdarzyły ludziom różne przypadki, pies nie miał w nich