Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzęcia wpadła do szynku z nadzwyczajnym krzykiem i zwymyślała Szmula od „niechrztów, parchów“. Ponieważ w tym razie chodziło o gospodarską świnię, ponieważ jej oszpecenie i kalectwo baba zwalała na żyda głównie, przeto obecni w karczmie chłopi uważali sobie za chrześcjański obowiązek stanąć po stronie gospodyni i namawiać ją, aby skargę wniosła do kancelarji gminnej. Szynkarz całą winę składał na Kwiatka, chociaż potajemnie sympatyzował z nim, jako ze zwierzęciem, mającem wstręt do istot nieczystych. Wezwany do urzędu gminnego, Szmul dowodził, że pies wcale do niego nie należy; świadkowie atoli natychmiast zeznali, że żyd niejednokrotnie się wyrażał „mój pies“. Urząd gminny niedługo się namyślał, ile ocenić ogon taki, i skazał szynkarza na zapłacenie babie jednego rubla.
Kara owa wpłynęła w sposób szczególny na zachowywanie się Szmula względem Kwiatka. Ponieważ żyd wydał już na psa pieniądze, przeto wyraziście kładł teraz na nim rękę jako na niezaprzeczalnej własności. Odtąd przy każdej rzezi bydlęcia skrupulatnie pamiętał o kwiatku, a dziewce chrześcjance zalecał, aby się z psem dzieliła swemi trefnemi obiadami. Może on i myślał, że Kwia-