Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/149

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ce. Potem Kwiatek znowu legł w barłogu pod stajnią i chorował obłożnie; rany się jątrzyły, siły upadały.
Właśnie podczas owej choroby psa spotkało Suchara to, czego się oddawna i bardzo obawiał. Pewnej nocy wtargnęli do zagrody złodzieje, wysadzili drzwi od chlewika i uprowadzili dwa piękne wieprzki, za które chłop spodziewał się zagarnąć kilkadziesiąt rubli.
Kwiatek zapewne słyszał tej nocy kroki ludzkie na podwórku i szmery około chlewika; ale czyż on się mógł podźwignąć ze swojego legła, czyż mógł choćby tylko udawać czujnego stróża?
Nazajutrz rano różni ludzie ze wsi uważali sobie za obowiązek wstępować do chałupy Suchara, oglądać wywalone drzwi chlewika i dowiadywać się wszelkich szczegółów kradzieży. Każdy zaś z takich przychodniów wydawał jak najniekorzystniejsze sądy o psie, który nocował na podwórku i na kradzież pozwolił. „Zabić, powiesić, utopić!“ — wyrokowano na wszystkie strony.
Chociaż sprawdzono, że złodzieje ukradli Sucharowi tylko dwa wieprzki, baby jednakże rozgłaszały po wsi zupełnie co innego. Jedne opowiadały, że skradziono pięć świń i jałówkę, inne, że — jedyną tylko świnkę i parę koni z wozem. A każda dodawała: „Pies zaś, mo-