Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.
Karczma, jedyny dom otwarty.

Powróciwszy na swoje śmieci, pies był bardzo chory i smutny, muchy rojami obsiadły na ranach, drażniły. Nie wiedział, co wprzód lizać: rozpłatane udo, nadwerężony ogon, czy bok, z którego wyłaziło żebro. Leżał w barłogu pod stajnią, jak ostatni nędzarz, a nikt na biedaka nie zwracał uwagi w tej niedoli, nikt mu nie okazywał najmniejszego współczucia. Gospodyni spoglądała nań nawet z niejakiem niedowierzaniem, gdyż jedna z kumoszek powiedziała, że „kto wie, czy Kwiatka nie pokąsał pies wściekły“...
— Słuchaj-no, Bartek — mówiła Sucharowa do męża — żeby przypadkiem jakiego nieszczęścia w domu nie było... Jeszcze się bydło powścieka, albo co...
W odpowiedzi na to, chłop kazał parobkowi wziąć psa na powróz i wymoczyć w rze-