Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się, odbijanie ciosów następowały z nadzwyczajną szybkością i gwałtownością. Może Kwiatek byłby i zwyciężył, gdyby nie to, że Druhna i Figiel przybyły na pomoc Dudzie. Zaczepiony i bardzo dotkliwie podrażniony na tyłach, zwrócił paszczę ku słabszym, a w tej chwili Duda, wziąwszy go za gardło, zwalił na ziemię.
Na powalonego rzuciły się teraz jeszcze — Rozbój i Obal.
Gdy jedne psy z Dudą na czele oprawiały Kwiatka, inne, najsłabsze i najtchórzliwsze, chciwie rwały koninę, rozwłócząc gnaty na wszystkie strony.
Srodze zgnębiony i licznemi ranami okryty Kwiatek nad ranem już przywlókł się do Sucharowej zagrody.