Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

baczniejszą uwagę, im więcej usiłowań pies ten dokładał, aby zyskać równouprawnienie z innymi czworonożnymi współmieszkańcami zagrody. Sucharowa wypędzała go z izby, używając zwykle miotły, pogrzebacza, polana; Suchar zamaszyście kopał nogą, przytem miotał złorzeczenia i przekleństwa w najgorszym stylu. Nawet posiłku nie pozwalano mu przyjmować w izbie, lecz wynoszono w skorupie do sieni.
Zakradł był się on kilka razy między krowy i tam sobie dobrze wyleżał boki, wypoczął; ale kiedy go gospodyni spostrzegła, wytłukła kijem i wypędziła. Skomląc w niebogłosy, uchodził nieborak w jaki odległy kąt zagrody, aby sobie wylizać zbolałe części ciała.
Tak schodziła Kwiatkowi zima na nieustannych zatargach z ludźmi, usiłującymi zaprawić go do ciężkich psich obowiązków. W mroźną, gwiaździstą noc, pozostawiony nieraz na podwórku, biegał tu i owdzie, ażeby ruchem rozgrzać kostniejące członki. Słyszał on wtedy we wsi odległe szczekanie i wycie psów, jednakże bynajmniej się nie poczuwał do robienia czegoś podobnego.
Jednego razu gospodarz spotkał go wystającego pod drzwiami i już się nań zamierzył nogą; ale kwiatek widział, czem to pach-