Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzając nieustannie: „Trzeba tu, widzę, porządek zrobić.“
Na południe przychodzi do chałupy, a tam między dziećmi pełno radości, że „Finka ma małe.“ W milczeniu wstał z ławy, poszedł do psiej budy, skleconej przy stajence, i spostrzegł tu matkę z pięciorgiem szczeniąt. Ślepe psiaki skomliły, piszczały, garnąc się do wymion chudej Finki. Na widok gospodarza, psia matka zerwała się z legła i z pokorną miną podeszła do nóg jego, zdawała się mieć skrupuł, że wśród strasznej nędzy wydała na świat aż tyle potomstwa.
— Ho, ho! Trzeba tu zrobić porządek! — rzekł nawrot, któremu nie na rękę był przyrost żywego inwentarza: pięć nowych gąb przybyło, a przecie wiatrem żyć nie mogły.
Przez chwilę stał przy budzie, drapał się w głowę, nareszcie powziął postanowienie i krzyknął na najstarszego syna:
— Franek, bywaj!... Przynieś mi tu opałkę!
Chłopak niebawem przybył z opałką, a za nim biegły inne dzieci ciekawe, na co tatusiowi opałka potrzebna.
Nawrot brał w rękę jedno szczenię po drugiem i wrzucał do opałki. Finka kręciła się niespokojnie, w jej ruchach znać było troskę o dzieci; ale przecież nie mogła stawiać oporu gospodarzowi.