Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzi się roztropnie, może sobie zapewnić piękną przyszłość. Pytanie, dlaczego ja w swoim czasie nie otwarłem pensjonatu? Jeżeli przy tak marnem wynagrodzeniu, jak moje, mogłem zaoszczędzić fundusik w kilkunastu premjówkach, coby to było przy pensjonacie! Nie potrzebowałbym się dziś tułać po garkuchniach. W zasobnym prywatnym domu każdą rzecz na stół podaną śmiało jeść można: zdrowa, smaczna. A jak to jest przyjemnie, kiedy człowiek nie potrzebuje się wystrzegać nawet grzybów i ogórków! Wszystko wyśmienite, jędrne, aż miło. Naprzykład co za pyszną sarninę podali nam dziś na kolację! Sos przewyborny — palce lizać! Albo ta kapustka brukselska... Ha, rodzice któregoś z pensjonarzy musieli Dryblaskiego obdarzyć; bo, uważałem, i chlebek był wiejski. Ho, ho, nie ma takiego tygodnia, żeby przed pensjonat nie zajechał ze wsi wóz z przeróżnemi prowjantami: możnaby sklep spożywczy założyć! Jest to bardzo intratna spekulacja. A rozgłosu narobiło mu to, iż na wszystkie strony powtarzał: „Otwieram pensjonat wzorowy!“ Co tam jest za wzorowość? Dociągnąć od wakacji do wakacji, schować zysk w kieszeń i basta! Dryblasio mógłby nam częściej wyprawiać u siebie kolacyjki; ale czy to syty dba o głodnego? Ja mu kładę