Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

głowy. Nic nie pomogło, myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku:
— Ja tam bardzo w to nie wierzę, żeby Dryblaski zbyt dobrze karmił swoich pensjonarzy. I dobrze robi, że naprzód o sobie pamięta. Dzisiaj panuje moda, żeby aż do znudzenia pisać o odżywianiu dzieci, a podług mnie jest to wierutne głupstwo. Niechże taki pędrak przynajmniej w młodym wieku czegoś doświadczy! Niech pozna, co to jest brak i niech ma jakieś pragnienie na przyszłość, a tem samem łatwiej zrozumie niedostatek u innych! Zwłaszcza też ci malcy w internacie Dryblaskiego — dzieci zamożnych rodziców, wszystko to będzie kiedyś opływało w dostatki — niech doświadczają! — Sofiści, frazesowicze, o dzieciach piszą, a o ludziach, co na posterunku społecznym stargali siły, nikt ani piśnie! Czy ja, dajmy na to, powinienem się znajdować w takiem położeniu?... Prawdę mówiąc, przez całe życie źle się odżywiałem; bo chociaż dawniejszych restauracji ani równać z dzisiejszemi, jednakże zawsze to restauracje. Dalibóg, Dryblaski dobrze robi, iż oszczędza!
Między nami mówiąc, pensjonat, gdy idzie, jest to dobry interes. Taki przełożony nie napracuje się, żyje dostatnio, regularnie, ma stanowisko, a jeżeli nie jest ideologiem i rzą-