Strona:Wywczasy młynowskie.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

grosz oddaje, ujmuje sobie wszystkiego, odmawia w nadziei, że dziecko jego się kształci, zdobywa wiedzę, zostanie kiedyś człowiekiem; tymczasem synal - lampart nietylko w szkole nic a nic nie robi, ale się jeszcze dopuszcza niegodziwości. Cóż zrobić z takimi wyrodkami, co teraz wstyd przynoszą rodzicom swoim, a później niezawodnie będą zakałą społeczeństwa?... Bałwany jakieś, matki zapłaczą na was rzewnemi łzami, ojcowie się was wyrzekną!... A czwarte przykazanie gdzie, wisusy? Na cóż wy wyjdziecie, skoro już w tym wieku tyle zgorszenia pomiędzy wami?... O, za moich szkolnych czasów każdy z was, co do jednego, dostałby najmniej dwadzieścia pięć odlewanych bizunów i wtedy dopiero nauczylibyście się moresu! Bo cóż to za obywatele będą z takich wyuzdanych obiboków?... Proszę sobie wyobrazić — „Sodoma i Gomora“! O czasy, o obyczaje, o młodzieży bezecna, wyzuta z zasad! Włosy mi na głowie powstają, gdy sobie wspomnę, że wy, urwipołcie, gałgany jedne, będziecie kiedyś obywatelami, ojcami! Horrendum!
— Gdzieby też takiemu łysoniowi włosy na głowie miały powstać! — odezwał się któryś z uczniów półgłosem. Nie ma przecież