Strona:Wybór pism Mieczysława Romanowskiego Tom II.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bożenno — ja wam Jaksę tu zawołam;
Jaksa wam milszy —
BOŻENNA   (pokazując boczne drzwi.) Tam zabity leży.
ZBIGNIEW   (dobywając miecza.)
Ha! to ostatnie słowo z ust ci bieży!
GNIEWOSZ   (występując z mieczem.)
To matka kmieci!
ZBIGNIEW.   Co? ty?
GNIEWOSZ   (zasłaniając Bożennę.) Tej nie tkniecie!
ZBIGNIEW.   Precz! albo —
GNIEWOSZ.   Czekaj! rycerze i kmiecie
Będą to wiedzieć, i twe królowanie
Już się skończyło.
ZBIGNIEW.   Chyba zmartwychwstanie
Jaksa i ty tam uniesiesz kark cały.
(Uderzając na Gniewosza.)
Giń zdrajco!
GNIEWOSZ   (wydzierając mu miecz.)
Podły! Precz stąd, trupie biały
Bo ci łeb skruszę!
ZBIGNIEW   (rzucając się ku drzwiom.)
Mam jeszcze rycerzy! (Wybiega.)
GNIEWOSZ   (klękając przed Bożenną.)
Pozwólcie, pani, niech czołem uderzy
Sługa i niech was błaga przebaczenia.
BOŻENNA.   Wstań! Bogi jemu ukróciły tchnienia;
Dla was za mocne było króla łono.
Okropnie w niebach klątwę mą spełniono!...
Uspijcież, bogi, głowę moją białą;
Ja tu już nie mam nic.

(Rycerze wchodzą.)

GNIEWOSZ.   My króla ciało
Zaniesiem na stos.