Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

367
ONGI.

— Więc proszę do mnie, rzekł.
— Jak to do waćpana? oburzył się Zaranek. Tu panem jest hrabia, a waćpan gościem, który jutro zda rachunek ze swych czynności i pobytu.
Eugeniusz wstrzymywał się widocznie. Feder, już nie witając go, poleciał przodem, aby rodzinę swą wyrugować i mieszkanie oczyścić. Przybyli pozostali przed wschodami. Wieczór nadchodził szybko. Wśród mroku hrabia ciekawemi wodził oczyma po murach, a każda w nich szczerba nowym go napełniała gniewem.
Uczucie to naturalnie zwiększyło się jeszcze, gdy weszli po chwili do bardzo wytwornie urządzonych appartamentów rządcy, w których łatwo poznać było na jego użytek obrócone najpiękniejsze i najdroższe sprzęty, wybrane z sal zamkowych.
Nieme te świadki przeszłéj Spytków zamożności, dziś cale nowéj nabierały fizyognomii, zastosowane do innego życia, przywłaszczone przez maleńkich ludzi, którzy ich ani użyć, ani ocenić nie umieli. Uderzyło to Eugeniusza jak profanacya. Ściany pana rządcy zdobne w były pomieszane wizerunki jego rodziny i Spytków; sama jejmość używała matki jego krosien i przyrządów; książki z biblioteki służyły dzieciom za zabawki i walały się po ziemi.
Eugeniusz siadł i zadumał się, prawie do łez smutny. Co tu pomódz mógł gniew próżny i zemsta na niewiernym człowieku, który położoną w nim wiarę zawiódł? Co się stało, było nieodwołalne...
Gdy po chwili pan Feder pokornie ukazał się na progu, Spytek wstał i już z zimniejszą krwią rzekł mu:
— W takim stanie zastałem moje ojczyste gniazdo powierzone wam, że o nic więcéj, po świadectwie mych oczu, pytać nie potrzebuję. Jutro zdasz wać-