Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/353

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

345
ONGI.

nawet co do niego mówiono. Ze spuszczoną głową, z załamanemi rękami, siedział nieruchomy na łóżku. Kasztelanic gorączkowo się wziął do pisania. List do Spytkowéj zawierał szczere, szlachetne, smutne wyznanie win, wykrycie planów, prośbę o przebaczenie, oraz papiery udowadniające, że Repeszkę tylko opłaciwszy Mielsztyńce być mogą spokojne.
W tém usposobieniu poczciwém ducha, w jakiém był kasztelanic, czuł on, że to, co czynił, powinno było być całkowitą, bezwarunkową ofiarą.
List jego kończył się temi słowy:
„Łza twoja... pani mego żywota (nie zapomni czytelnik, że jesteśmy w ośmnastym wieku), obmyła ze mnie wszelki brud, którym nędza i cierpienie długie mnie okryły... Jestem i czuję się innym... Kocham ciebie! chcę dowieść, żem cię ukochał jak nie kochają na ziemi... Bądź spokojna! sterany szczątek człowieka nie przywlecze się do stop twych błagać litości i żebrać jałmużny!... Potrafię pójść zagrzebać się gdzieś i umrzeć, nie uroniwszy jęku, po męzku. To będzie zemsta Jaksy ostatnia. Nie żądam od ciebie niczego, oprócz, byś wspomniawszy mnie kiedyś, szczęśliwa, spokojna, westchnęła myśląc — że nie wszystko złém było w tym szaleńcu, który ci zatruł twą dolę. Ostatnia iskra spali się jasnym płomieniem.
„Rabsztyńce, wyjeżdżając, przekazuję wam. Poszanujcie groby nieprzyjaciół... otoczcie staraniem rozbite gniazdo gryfie...”
List był jakby łzami urwany. Kasztelanic wstał, zawołał Zacharyasza, oddał mu papiery, spojrzał na Repeszkę zimno, z pogardą, i milcząc, poszedł do drzwi. Czekał tu na niego koń — pojechał pożegnać jeszcze Rabsztyńce.