Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/354

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

346
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

W Mielsztyńcach siedziano u stołu, gdy na srebrnéj tacy stary kamerdyner wniósł plik papierów opieczętowany i postawił go przed panią.
Rzuciwszy okiem, wdowa poznała pismo Iwona, rozerwała kopertę i poczęła czytać z gorączkową ciekawością. Płomienie uderzały jéj na twarz, to znowu bladość ją okrywała śmiertelna, ręce drżały; ale kilkunastu lat praca, dała jéj siłę panowania nad sobą. Po chwili wyprostowała się poważna, zimna, obojętna na pozór — czuła bowiem ciekawe oczy dziecięcia zwrócone na siebie — odsunęła papiery, i wznowiła nieco tylko drżącym głosem przerwaną powszednią rozmowę.
Chwila ta przecięż postanowiła o jéj życiu — była straszliwą ofiarą, wyrokiem nagłym, krokiem, który na nią miał ściągnąć może wzgardę i przeklęctwo świata. A jednak nie widać było po niéj nic, prócz posępnego zamyślenia.
— Natychmiast po obiedzie podadzą mi karego konia, zawołała. Eugenek, dodała patrząc na syna, pójdziesz ze mną do mojego pokoju — mam ci coś do powiedzenia.
Tylko baczne oko syna mogło dostrzedz, gdy się tak siliła okazać zupełnie spokojną, lekkie drżenie jéj ust i błędne oczu spojrzenie, które patrzały nie widząc. Reszta obiadu przeszła wedle obyczaju; ksiądz wstał, by zmówić modlitwę dziękczynną, wszyscy się gospodyni pokłonili i rozeszli.
Spytkowa, wziąwszy machinalnie przyniesione jéj papiery do rąk, stała chwile, poglądając to na syna, który czekał, to po téj komnacie, jak gdyby ją żegnała raz ostatni. Usiłowała wyrobić w sobie spokój zupełny, panowanie nad bijącém sercem i rozżarzoną głową, nimby stanowczy krok uczyniła. Chciała, by