Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

323
ONGI.

niezwalczoną namiętnością. Z pogardą przyjęłam tego człowieka, mówiłam z gniewem do niego, piorunowałam go oczyma, a łzy z nich ciekły, i chwilami temu zwiędłemu, skalanemu człowiekowi chciałam się rzucić na szyję, lub do nóg upaść i płakać... I płakać, ażeby ze łzami dusza poszła, która nigdy, nigdy zaspokojoną być nie może, a jednak nigdy miłości upokarzającéj pozbyć się nie potrafi! Praca lat kilkunastu nad sobą, siła moja, panowanie, w proch się rozpełzły; siebie nie poznaję. Wypędzam go... i lękam się, aby nie poszedł; brzydzę się nim... i głosu jego, tego śpiewu dni wiosennych, słucham z rozkoszą; męczę się mojém spodleniem, niedolą... i czuję, że w paszczę smoczą pójdę słaba, złamana, gdy mnie zawoła, że zapomnę obowiązków, dziecięcia, żałoby, którą noszę, imienia!... Wstyd mi siebie, a umrzeć nie umiem, a żyć bezecna pragnę. Ażebyś pojęła całą nędzę moją, powinnabym ci odmalować tę istotę, która we mnie wstręt obudzając, pociąga szatańskim urokiem. Kochałam go niegdyś młodym, pięknym, pełnym szlachetności i zapału. Co za ruinę straszną uczyniły z niego lata! Szyderski, sterany, zimny, bezwstydny, czego nie mówi usty, każe się domyślać postawą, wzrokiem, ruchem, atmosferą, która go otacza... Jestto anioł upadły, czarny, spalony, a ja skazana jestem widzieć w nim i pod nim anioła marzeń moich. Gardzę nim i kocham go namiętnie, brzydzę się i żyć bez niego nie mogę; czuję że będę nieszczęśliwa, że się zmażę słabością, że z tego tronu wdowiego, na którym siedzę królową, zejść będę musiała na niewolnicę wzgardzoną i służebną... a... nic już mnie powstrzymać nie potrafi. Pożegnałam go, odpędziłam jako Spytkowa; alem wyszła po chwili, przyciągając go