Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

316
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Weźmiesz wmość prawnika z Lublina i każesz sobie przejrzeć dokumenta, odparł spokojnie na nieme oczu pytanie kasztelanic. Ja ci papiery zostawię... przekonasz się. Sam procesu prowadzić nie mogę i nie chcę; ale pragnę, abyś ty go przeprowadził i z niego korzystał. Dotąd nie pora była po temu; dziś... mówiłem ci, wybiła godzina, jest czas... tyś dla mnie opatrznościowym zesłańcem. Drugiego takiego drapieżnego człowieka niełatwo wyszukaćby mi było.
Z obawą niejaką, z niedowierzaniem i jakby się broniąc pokusie, zbliżył się Repeszko do stolika, na którym rozrzucone były papiery. Miał dosyć znajomości prawa, aby ważność dokumentów osądzić; wszakże na własną umiejętność spuszczać się nie chciał. Rzecz przedstawiała mu się tak ponętną, tak świetną, że mimo wstrętu, jaki w nim obudzał kasztelanic, ręce mu z chciwości zadrżały, gdy się wziął do przeglądania aktów.
Jaksa chodził po izdebce, poświstując. Spoglądał nań niekiedy i sam do siebie się uśmiechał, bo wiedział, że Repeszko oprzeć się nie potrafi tak wszechmocnéj pokusie. P. Nikodemowi pot oblewał skronie, iskrzyły się oczy; ściskał konwulsyjnie papiery, które z kolei chwytał, rzucał i przeglądał.
— Ale, jeśli w istocie — rzekł po namyśle — przedawnienia nie ma, jeśli ta sprawa może wam dać Mielsztyńce, dla czegoż nie użyjecie prawnika, któryby wam to za mniejsze pieniądze mógł poprowadzić i wygrać? Czemu mnie chcecie ustąpić zysku i tak... wspaniałomyślnie obdarzyć niezasłużonego?
— Bardzo rozumnie badasz i słusznie mnie podejrzewasz; ale ja nie chcę w mojém imieniu procesować