Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/280

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

272
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Przebudzony, zwrócił oczy na Brygidę i cichym głosem ją przywołał.
— Żegnam cię, rzekł... niech ci Bóg wynagrodzi ofiary twe... On je tylko i ja widzieliśmy... Tam ci one policzone zostaną... Ostatnia wola moja i rozporządzenie... znajdzie się w papierach. Jeśli się nie znajdzie, po co tam wola człowieka próżna, gdzie boża wszystkiém rozrządza?... Stanie się co się stać było powinno — musiało. Próżnobym zalecał, zaklinał i chciał się przeznaczeniu wyłamać... Stanie się — powtórzył — co się stać było powinno! Niech syn przyjdzie... czuję, że nie dożyję rana.
Spytkowa poszła i przywiodła Eugenka, który przez te dni choroby ojca bardzo spoważniał i posmutniał; na twarzyczce jego znać było ślady łez i znękania...
Ojciec spojrzał na klęczącego i położył mu rękę na głowie.
— Dziecko moje, po cóż mam w młodą twą duszę wlewać jad i ból tych zwątpień, które moją strawiły? Niech Bóg odwróci kielich goryczy od ciebie, niech ci oszczędzi nieszczęść, niech błogosławi...
Tu mu głosu zabrakło.
Odwrócił się i podał rękę żonie, która ją w milczeniu ucałowała...
— Zniosłaś swe brzemię cierpliwie, rzekł: dzięki ci za to... Czułem, żeś je dźwigała, aleś mi to kryła... Zostaje ci wielki obowiązek... to dziecię! a w tém dziecięciu skupia się przeszłość kilkowiekowa rodziny... jéj zasługi i jéj grzechy... jéj posłannictwo i pokuta...
Głos powtórnie słabnąć począł i mowa stała się niewyraźną... Ręką jeszcze dotknął główki pochylonéj