Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

273
ONGI.

Eugenka i westchnął... a w westchnieniu tém ducha oddał...
I długie milczenie panowało w komnacie, nim się rozległy ostatnie płacze i ostatnie modlitwy. Ze wschodów zamkowych w dziedzińcu zbiegła wieść, która z ust do ust poleciała po sąsiedztwie: — Pan umarł! pan umarł!...


Mamyż opisywać wspaniały pogrzeb, na który z dalekich stron powinowaci, krewni, ciekawi, niezmiernie liczne duchowieństwo i szlachta, tłumami się zjechali? W istocie ciekawy był może ten obrząd, z całym tradycyjnym przepychem dawnych wieków odprawiany, na którym dwudziestu panegirystów przemawiało u grobu, a katafalk był arcydziełem misternéj architektury ornamentacyjnéj... Sto kilkadziesiąt tysięcy złotych wydano na opędzenie kosztów nabożeństw, które trwały kilka tygodni. Wszystko, co tylko kiedykolwiek w obyczaju było czynić dla uczczenia zmarłego, zrobiono jak najściśléj; żądała tego pani Spytkowa, zapewne przewidując wolę nieboszczyka, lub raczéj stosując się do jego zasad, objawianych w innych życia wypadkach.
Zaraz po tym nużącym obrzędzie, wezwani powinowaci do przejrzenia papierów Spytka, znaleźli w nich jego testament.
Datowany on był wieczorem tego dnia, gdy syn przyjechał do Mielsztyniec, i napisany jakby pod wrażeniem obawy śmierci i przymusowego pośpiechu.