Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

224
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Spytkowa wracała z polowania, a syn i l’abbé de Bury musieli świeżo z odległéj jakiejś przybyć wycieczki. Wszystko to dosyć mu się dziwnie wydawało. Ten zamek jakby zaklęty, z gospodarzem karłem, ta pani tak wspaniała i piękna, która uganiała się po lasach za zwierzyną, gdy mąż wśród róż więdnących siedział w papierach i książkach, i ten chłopczyk śliczny, malutki, o którym w sąsiedztwie jakoś nawet słychać nie było — całe to życie wyglądało na zagadkę, a Repeszko szczególniéj był łakomy na tajemnice... Ale się go tak pozbyto, odsyłając do Dzięgielewskiego, że nie było sposobu nanowo się do zamku wcisnąć, a pytać ludzi i nie śmiał, i wiedział, że się na nic nie przyda. Popatrzawszy więc tylko na dwór ów, na konie, psy i powozy z daleka, smutny, bo zawiedziony, poszedł Repeszko do swojéj bryczki stojącéj za bramą.
Ruch niezwyczajny w zamku potwierdził domysł jego, że syn domu, młody Eugeniusz, musiał z dalekiéj podróży powracać. Na twarzach przechodzących sług widać było wesołość; wszyscy z pośpiechem snadź dążyli, aby młodego pana powitać.
— Trudno! rzekł w duchu Repeszko, potrząsając głową: narzucać się im nie przystało mi, a niełatwi są dla obcych... ale z czasem... z czasem... niepodobna żebym ja się tu nie wszrubował.
W tych myślach wyjechał za bramę, a że kawał dobry miał do Studzienicy, na sobie zaś najlepsze ubranie, pomyślał więc o tém, gdzieby przywdziać kitel swój codzienny, w którym około gospodarstwa chodził. W miasteczku tego czynić nie chciał, bo trzeba było zajechać do gospody i za postójne choć krótkie zapłacić, lub dać coś utargować. Przypomniał so-