Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

223
ONGI.

z wydanych dzieł kilku i ogromnie rozległych stosunków w rzeczypospolitéj literackiéj z najsłynniejszymi jéj koryfeuszami. Ta niewyczerpana studnia mądrości, mimo głębiny swéj, wyglądała jak kryształowa karafka, szlifowana niezmiernie wytwornie i błyszcząco. Pan Repeszko nie był pewien, ale posądzał, iż woń przyjemna, niby więdnących fiołków, która się rozeszła w chwili gdy ksiądz de Bury go mijał, z jego peruki i mankietów wychodzić musiała.
Dodajmy, że blady brunecik, przyjemnie uśmiechnięty, był wcale ładnym mężczyzną; tylko na suknię duchowną, którą obyczajem wieku dla przyzwoitości nosił, nadto jakoś elegancko i kwiecisto wyglądał.
Wszystkie te trzy postaci mignęły tylko, przesuwając się przed ciekawemi oczyma pana Repeszki; drzwi gabinetu się otwarły i okrzyk radości dał się słyszeć. Pierwszy wbiegł niemi ów śliczny chłopaczek. Za nim weszła matka, l’abbé de Bury na końcu, i podwoje nielitościwie się zatrzasnęły, a Repeszko rad nierad musiał za swym przewodnikiem z zamku się wynosić.
Nie spodziewał się wcale, żeby go się tak prędko pozbyto, i szedł kwaśny, ze spuszczoną głową, ale szedł z wolna i nic w powrocie bacznéj jego uwagi nie uszło. Zamek przed chwilą tak cichy, trochę się zaludnił; postrzegł pan Repeszko kilku strzelców w zielonych kurtach, z kordelasami u boku, którzy psy odprowadzali, kilku masztalerzy i kilka koni, wąsatego łowczego porządkującego dwór swój, a daléj dwa powozy, z których jeden obładowany, świeżo jakby z dalekiéj powracające podróży. Tego myśliwstwa w połączeniu z ekwipażami nie mógł dobrze zrozumieć p. Nikodem; ale ze stroju amazonki miarkował, że pani