Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

209
ONGI.

o ten kawałeczek łąki, ale o sprawiedliwość świętą, o spokój miły i o zgodę z najdroższymi sąsiadami...
Gdy włościanie z obu stron tłómaczyć mu poczęli, głową kiwał i nie chciał rozumieć.
— Wszystko dobrze, dzieci moje najdroższe, dodał w końcu, — ale to tak nie może być. Ja majątek kupiłem, upewniony będąc o stałych granicach. Trzeba będzie pojechać do Mielsztyniec, i po bożemu, po sąsiedzku załatwić sprawę raz na zawsze...
Pokłonił się włościanom bardzo grzecznie, nizko, zatarł ręce i odjechał. Tego mu tylko było potrzeba.
Nazajutrz wyruszył parą szkap dryndulką do Mielsztyniec.
Ponieważ i nas tam ciągnie, pojedziemy za panem Repeszką.
Przebywszy las dębowy, który dzielił Studzienicę od Mielsztyniec, ujrzał pan Nikodem w pośrodku rozległéj równiny, którą w dali opasywały wzgórza zagajone, po nad rzeką i łąkami zielonemi, rozłożone miasteczko, a nad niém panującą wieżę kościoła starożytnego, jak to z budowy wnosić było można. Mieścina, mimo że niezbyt wielka, niegdyś była obmurowana w części i opasana wałem; z téj dawnéj fortyfikacyi pozostały jéj dwie dosyć poważne bramy u wjazdu, zdające się z XV lub XVI pochodzić wieku. Oprócz tego rynek zdobił ratusz z wieżyczką, otoczony sklepami, wcale nieszpetny i dobrze utrzymany.
Wielka aleja lipowa, cienista, od bramy miejskiéj zwanéj Zamkową (bo druga nosiła imię Lubelskiéj), wiodła do zamczyska.
Wznosiło się ono na wzgórzu niezbyt wysokiém, objętém fossami, w których już od dawna wody nie było i stare bardzo porastały drzewa. Z murów gdzie-