Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

208
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

tylko w nim pastuszki nogi moczyli, a zające pić przychodziły w posuchę.
Ale ten strumyczek nikły i niepozorny, na wczesną wiosnę pozwalał sobie czasem takich wybryków i swawoli, że mógł powaśnić sąsiadów, stanowił bowiem granicę między Mielsztyńcami a Studzienicą, a spełniając tak wielką missyę społeczną, nie zachowywał się z przyzwoitą obowiązkowi swemu powagą. Miał kaprysy niewytłómaczone; — gdy mu się nie wiedzieć dla czego wygodne, rozmyte, żwirem wysypane łóżeczko sprzykrzyło, rył sobie nowe, łąkę nanosił piaskiem, psuł trawy i zjawiał się niespodzianie tam, gdzie wcale prawa nie miał gościć, urywając to mielsztyniecką, to studzienicką łąkę. Gdyby ona była włościańską; byliby to tam ludzie sobie jakoś poradzili, ale ekonomowie obu folwarków, aby sporów nie mnożyć, z dawien dawna zgodzili się na to, żeby kosić po strumień, jakkolwiek on sobie w którym roku płynął.
Téj wiosny właśnie ruczaj pokrzywdził bardzo nowego dziedzica, i widać przez ciekawość zbliżył się ku jego stronie, tak, iż dobry kawał łąki oddał Mielsztyńcom. Właśnie go zatykano z tamtego boku, gdy ludzie studzieniccy oparli się temu, wskazując stare łożysko ruczaju, jako prawowitą granicę obu dominiów. Na ten spór nadszedł pan Repeszko z uśmiechem i najserdeczniejszemi pozdrowieniami włościan, którzy mu się do stop kłaniali.
— Dzieci moje najukochańsze, rzekł: coś bo to ja, rybki moje złote, niebardzo rozumiem. Jakże to może być, żeby taką granicę niepewną cierpiano?... Czy uchowaj Boże, nie ma w tém obrazy bożéj i jakiego oszustwa? Nie idzie mnie tam, serduszka wy moje,