Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

202
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

do niego o trochę drzewa na poprawę ogrodzenia cmentarnego odezwał, odmówił pan Repeszko, ale list zawierający ekskuzę był tak pokorny i tak usprawiedliwiający go, że mieć do niego żalu nie było można.
Postrzegłszy, że ks. Ziemiec lubi czasem grywać w maryasza na Zdrowaśki za dusze znikąd ratunku niemające, a przy téj grze się ożywia i gaduli, pan Repeszko począł do niego chodzić na partyjkę. Miał w zysku także, iż się to przeciągało ku wieczerzy, i że w ten sposób oszczędzał w domu niepotrzebnego około gotowania na jedną osobę zachodu.
Przy maryasiku powoli, nieznacznie brał na lekkie tortury starowinę... Był pewien swego, bo ks. Ziemiec już się z nim tak spoufalił, że mu anegdoty z czasu młodości swéj opowiadał; ale gdy tylko o Spytków zagadnął, proboszcz milczał jak kamień, odwodził rozmowę, nawet maryasza przerywał, i kończyło się na tém, iż z niego nic dobyć nie było podobna.
Repeszko przekonawszy się, że podkopy nie pomogą, postanowił zrobić wyłom i szturm przypuścić.
Jednego tedy poobiedzia chmurnego, znów począł ciągnąć ks. Ziemca.
— E! dałbyś asindziej pokój, rzekł proboszcz; co tam tak ciekawego w tych Mielsztyńcach, że one wam spać nie dają? Ludzi zacnych dwoje... siedzą cicho, i pragną, iżby o nich świat zapomniał.
Tu dopiero Repeszko, położywszy karty, odezwał się otwarcie:
— Księże proboszczu dobrodzieju... najzacniejszy złoty księżuniu, sercem najukochańszy, którego w duszy méj noszę, weneruję i wyrazów nie mam na to, jakiemi dla niego synowskiemi uczuciami pałam, wytłómaczyć mi to racz, dla czego ci godni, najzacniejsi, ze