Strona:Współczesni poeci polscy.djvu/074

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została skorygowana.

    Wreszcie szachruje — i tą marną pracą
    Zgrywa mię, gnębiąc jak drapieżna kania...
    Nie mniej jej uśmiech słodki wciąż mię skłania
    Nie tylko grać z nią dalej Bóg wie na co,
    Lecz jeszcze bawi mię — gdy to ladaco
    Zachęcam do oszukiwania.

    Niekiedy sarknie Felicjan na krytyków, czasem da jaką przestrogę braciom literatom:

    Wiecież, o mili towarzysze!
    Nauka dla was w czem ukryta?
    Wszyscy piszecie — nikt nie czyta.
    Lecz niechby czytał ten, kto pisze,
    I mielibyśmy wczas i ciszę
    I w kąt-by poszedł sąd z kopyta.

    Powierzchowne objawy pozornej samodzielności kobiet drażnią poetę, więc mówi bez ogródki do tych modnych emancypantek, niby w imieniu jednej z nich głos zabierając:

    Mam warkocz nosić głupcom ku uciesze?
    Nic z tego! Społeczność młoda
    Niech wnet nożyczki mi poda!
    Komu jest pilno w samodzielne rzesze
    Co prędzej wstąpić, ten się niech nie czesze —
    Bo na to czasu szkoda.

    Po większej części Meandry Felicyana posępne są, niektóre zgrzytliwe, jak ten np. aforyzm: „z niedoszłych nieszczęść jedynie składa się szczęście człowiecze“; — w krańcowy pes-