Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Oddawna już uprawiam chirurgię, rzekł Sidrac, i wyznaję że temu choróbsku zawdzięczam największą część majątku; mimo to, nienawidzę go. Pani Sidrac udzieliła mi go pierwszej nocy po ślubie, ale, ponieważ jest to osoba bardzo drażliwa na wszystko co tyczy jej honoru, ogłosiła we wszystkich dziennikach londyńskich, że istotnie dotknięta jest tą szpetną chorobą, ale że wyniosła ją z żywota swej szlachetnej matki, i że to jest dawna tradycya rodzinna.
„Co zamierzała tak zwana natura, kiedy wsączyła tę truciznę w same źródła życia? Powiedziano to już, i powtarzam to raz jeszcze: jestto najpotworniejsza i najokropniejsza ze wszystkich sprzeczności. Jakto! człowiek stworzony jest — tak mówią — na obraz Boga.

Finxit in effigiem moderantum cuncta deorum[1];

i oto w naczynia nasienne tego obrazu wszczepiono ból, zarazę, śmierć! W cóż się obróci ów piękny wiersz milorda Rochestera: „Miłość kazałaby ubóstwiać Boga w krainie ateuszów?“

— Ach, rzekł dobry Gudman, trzeba mi może dziękować Opatrzności za to że nie poślubiłem mojej drogiej miss Fidler; kto wie bowiem coby mi się trafiło? Nie można być niczego pewnym na tym świecie. W każdym razie, panie Sidrac, przyrzekł pan mi pomoc we wszystkiem, co tyczy mego

  1. (Prometeusz) ukształtował go na podobieństwo bogów rządzących światem (Ovid., Metamorph., I, 83).