Strona:Wojciech Kętrzyński - O Mazurach.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
2.

Leciäły zorawie bez pole krzycąco,
Spotkały dziewcyne do sluzby idąco.

„Cicho dziewce, nie plac, nie lamentuj w sobie,
Ma Pan Bóg staranie i w słuzbie o tobie.“

Jak ja nie mam płakać, ludzie sie dziwujo,
Ze sławnych rodziców dziatki usługujo.

Oj cięzki zal cięzki sercowi mojemu,
Jako kenieniowi w drodze leżącemu.

Bo kto idzie drogo, trąci kenień nogo,
ak Tci i mie trąci sierotkie ubogo.

Ach Boze, mój Boze z wysokiego nieba
Dałeś mi docekać sierockiego chleba.

Z sieroty sie naśmiać, sierotkie ogadać;
Lec wie Pan Bóg lepiéj co sierotce ma dać.

Ach ten słuzących chlebek, ten gorzko smakuje;
Niewieleć go dajo, cęsto wymawiajo.

Oj dalić mi dali jak klonowy listek,
Jesce sie pytajo, cym go zjadła wsystek.

Ach zjaam go zjaam w sieni, tam za drwami,
Com raz ukąsiła, oblałam sie łzami.