Przejdź do zawartości

Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/035

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Chytrzem ją wywabił... Mówię jej: „Za to,
Com naponiewierał, nie bądź mi krzywa;
Chodź za miasto — stara miłość odżywa:
Będziem się kochali, jak w one lato.

Przyjdź na szlak, gdzieś nieraz ze mną chadzała“.
Taka nieszcęśliwa, znać, dola trupia
Była jej pisana, — bo przyszła głupia!
— Ot, bez rozumuśmy wszyscy bez mała!

Choć pomizerniała, lecz ładna była,
A przeklęte serce do niej mnie parło
Jak do wódki. — Ażem chwycił za gardło
I rzekł: „Tu godzina twoja wybiła!...“

Hej, tłuszczo pijacka! czy choć jednemu
Myśl by przyszła: z wina sporządzić całun —
I pić, pić na umór — wódkę, czy ałun?
Gdy jest — pić pozwolę z sobą takiemu!

Ha, nikomu?! Gady! Tłuszczo smrodliwa —
Bez duszy, bez czucia, bez serc, bez siły!
Czy kiedy choć chwilę wasz mózg opiły —
No — czy zaznał, co jest żądza prawdziwa:

Z pochodem przeklętym wężów nudności,
Patrzących zielono z flasz jadowitych,
Szydzących plugawie z łez z winem pitych —
Przy szczęku łańcuchów, chrobocie kości?!