Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marcin się zmieszał trochę — ale znów nabrał otuchy.
— Jeszczem go oto nie prosił, ale nie wątpię w dobry skutek.
— To proścież — rzekł sucho Jagiełło — nie można dwom panom służyć.
Drzwi się orwarły i ukazał się Zbigniew.Jowiszowe jego czoło znaczyło się straszliwą bruzdą. Zaciśnięte miał usta,
— Biorę te słowa W. K. Mości. Nie można dwom panom służyć. A oto stało się to dziś w tej koronie polskiej. Posłowie heretycy zjechali do Krakowa i goszczeni są w biskupim pałacu — a jutro mają mieć posłuchanie. Czy to za wolą Waszą się stało, Miłościwy Królu?
Głos jego grzmiał jak metalowe struny.Król się zmięszał. Panowie poglądali po sobie.Mistrz Marcin był blizki omdlenia.
— Jeżeli biskup ich sprowadził, to przecież...
— Biskup popełnił błąd srogi... ale my duchowieństwo, z kapitułą na czele, musimy go naprawić. W tej chwili Kraków jest pod interdyktem. Słyszysz Wasza Mość Królewska te uderzenia w połowę dzwonu, to są ostatnie dźwięki, jakie wydają, zanim poselstwo heretyckie będzie w mieście. Niema modlitwy, niema chrztu, ślubu, pogrzebu, niema pociechy kapłańskiej dla nikogo z żyjących.