Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jadła i picia, nie jeden najdroższą pamiątkową baryłkę, schowaną na wielką uroczystość, wyciągnął z lochu. Ale co najważniejsze, że i białogłowy zjeżdżać się zaczęły do Wolborza.A tego wszystkiego dokazała pani Elżbieta Marcinowa.
— Żona wasza? — spytał król mistrza.
— Mistrz Marcin widząc, że sprawa czeska tak świetny obrót bierze, połechtany dumą z swej połowicy urósł z radości.
— Tak miłościwy panie. Wszakże to ona córką Zbyszkową, a wiadomo, że Zbyszek, to hu syta duszą i ciałem.
— Wyście ją z Pragi tu przywieźli?
— Ale nawet brali ślub po husycku, jak mi opowiadała pani Elżbieta — dorzucił Korybut.
Mistrz Marcin spojrzał wystraszony, ale widząc wesołą minę króla i panów znów, nabrał fantazyi.
— Tak, tak ono było miłościwy panie, wiara ta nieróżni się tak bardzo od naszej — W tem tylko różnica, że komunię pod obiema postaciami brać trzeba.
— I wyście ją brali? — spytał król.
— Trzeba było — rzekł Marcin.
— Toście po połowicy i husytą i katolikiem.
— A przebaczył-że wam to biskup?