Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/76

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szlachta się wciąż zjeżdżała. Gdy wszystko wypito i zjedzono w miasteczku, nadchodziły prowianty ze wsi i z pobliskiego Piotrkowa, pito już na rachunek tego, co się na księżach zdobyć miało.
Księża się pochowali, bo całe tłumy przychodziły przed kościół i kolegiatę, drwiąc głośno.
Wykrzykiwano wciąż:
— Toć to jest!
Pan Jacek Leliwa urósł na bohatera, obnoszonego z tryumfem po mieście.
Zbigniew wiedział, jakby to Kraków przyjął takie poselstwo.
Zadudniały wozy na drodze. To panowie ze dworu królewskiego.
Wyprzedził ich wszystkich marszałek, któremu towarzyszył młody Korybut, za nimi liczny poczet dworzan i sług marszałka. Dalej jechały wózki jakiejś szlachty, kilku konno się wlokło.
W jednej kolasie siedział Spytek, a z nim nasz Gałka z Dobrzyna zamykał zaś tę kalwakatę... o dziwo! wóz zaprzężony we cztery konie, w którym siedziała pani Elżbieta, żona mistrza Marcina z Żórawic.
Wieść o przybyciu posłów do Wolborza rozbiegła się po Krakowie lotem strzały. Młoda Czeszka wiedziała najpierwsza od komornika królewskiego Zbiluta o całej rozmowie Jagiełły ze Zbigniewem i marszałkiem. Zobaczyć swoich,