Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zasiągnąć od nich języka, a wreszcie udzielić jakich rad albo pomocy, stało się dla niej nieodbitą potrzebą. Napróżno uczony astrolog stawiał jej przeszkody, wywodząc, że cała ta podróż okryje ją tylko śmiesznością i niesławą, groził, przeklinał wreszcie. Hartowna Elżbieta znosiła to lekko i nie czekając już, nie pytając, najętym wozem pognała za posłami.
Marszałek cieszył się w duszy, że miał już tylu sprzymierzeńców. Jechano na łeb na szyję, aby uprzedzić Ciołka i naprzód się porozumieć z Czechami. Młody kniaź, gdy się dowiedział od marszałka o tej podróży, przypadł do króla, prosząc go o tę łaskę i król pozwolił.
I stronnictwo husyckie nie spało. Pan Spytek wiózł swego kaznodzieję, za Spytkiem pociągnęli i inni i tak to poselstwo królewskie urosło do olbrzymich rozmiarów.
Wolborzanie wnet się porozumieli zaraz przy zsiadaniu swoich gości, jakiej oni barwy.Uciecha też i radość były wielkie. Zmuszono kapitułę, że otwarła swoje drzwi posłom królewskim, za posłami wsunęła się reszta, tak, że księża pochowali się do piwnicy.
Zanim nadjechał Ciołek, jako druga połowa poselstwa królewskiego, już marszałek wyrozumiał gości czeskich i przyrzekł im solenne poparcie Jagiełły, zaś młody Korybut przylgnął