Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

komu grunt stary chce zapisać, to mów, że nie wiesz, bo chory nic nie gada, jeno jęczy.
Ale Bartek nie poruszył się. Stał, jak słup wkopany w ziemię.
Jagna go szarpnęła.
On nic. Wtedy Jagna rozpuściła gębę. Zaczęła wymyślać mu, że nie chłop jest, ale gorzej, niż baba, że przez niego wyjdą na dziady, że chce wszystko zaprzepaścić.
I tak mu zaczęła doskwierać, że wyszedł do stajni i jął konie zakładać. Gdy zaś wyjechał przed dom, Jagna podeszła i rzekła:
— My już z Aplasem wszystko tu zrobimy. Ty ino pędź, co sił i przywoź rejenta, a pamiętaj powiadać ludziom po drodze, że stary dziś pewno zamrze, i że strasznie jęczy.
Bartek zaciął konie i pojechał.
Gdy powrócił po dwóch godzinach z rejentem i jego pisarzem, zastał dom swój zapełniony babami z całej wsi. Jagna głośno lamentowała i płakała, a na łóżku leżał Aplas z owiniętą głową tak dobrze, że ani jednego rudego włosa nie było widać, a twarz miał odwróconą do ściany i od czasu do czasu wydawał długi, głośny jęk.
Gorąco się chłopu zrobiło, gdy ujrzał to wszystko, ale widzi, że już za późno cofać się. Więc przystawił stół do łóżka.
Rejent i pisarz usiedli, rozłożyli księgi i Aplas cichym, ledwie że dosłyszanym głosem, przerywanym jękami, podyktował testament, mocą którego wszystko zapisuje Jagnie, swojej wychowanicy, a tylko dwieście rubli kościołowi na ufundowanie mszy wiecznej za swoją, niby starego Tomasza, grzeszną duszę.
Wszystko udało się doskonale.
Baby nawet nic nie poznały, bo gdy która bliżej do łóżka się przysuwała, to zaraz Jagna wracała ją do drzwi, mówiąc: