Strona:William Yeats-Opowiadania.djvu/233

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mierzało mnie do twarzy, ale nakoniec ciskały mnie w kąt, uśmiechając się nieznacznie; wszystko to jednak ustąpiło za chwilę, gdyż odzyskawszy przytomność miałem jeszcze rękę na klamce. Otwarłem drzwi i znalazłem się w przedziwnej sieni; na jej ścianach było wiele bóstw, wykonanych w mozaice, która nie ustępowała w piękności mozaice w Chrzcielnicy raweńskiej, lecz mniej była surowa w rysunku; kolor właściwy każdemu bóstwu, zapewne mający znaczenie symboliczne, odbijał się w lampach, zwisających z pułapu przed każdym z wizerunków, a wydających szczególny zapach. Szedłem wciąż naprzód, dziwiąc się niepomału, jakim to sposobem owi zapaleńcy zdołali wytworzyć te wszystkie piękności w miejscu tak odludncm, a widząc tyle ukrytych bogactw, skłonny byłem nawpół uwierzyć w alchemję materjalną; gdy szedłem, kadzielnica napełniała powietrze coraz to zmieniającą się wonią.
Zatrzymałem się przed drzwiami, które na spiżowych podwojach miały wyobrażenia wielkich fal, w których cieniu blado wyłaniały się straszne twarze. Ci, którzy byli za niemi, snadź posłyszeli nasze kroki, gdyż jakiś głos zawołał:
— Czy dzieło Niepożytego Ognia już ukończone?

214