Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LXVIII.

On jest z tych czasów, gdy piękność uparcie
Żyła i marła, jak dzisiejsze zioła,
Nim jeszcze rysy powstały bękarcie.
Aby oszpecić życia pełne czoła —
Nim złote włosy zmarłych, skarb mogiły,
Ścinać zaczęto, iżby one sobą
Na drugiej głowie drugiem życiem lśniły —
Nim runo zgasłych piękności ozdobą
Stało się innych. W nim to objawienie
Mamy dni dawnych, kiedy się na lato
Jedynie letnie składały zielenie,
Nie okradając innych czarów na to.
W nim to Natura podaje dowody,
Czem był w dniach dawnych piękna urok młody.




LXIX.

Temu, co w tobie widzi oko ludzi,
Nic nie zarzuci zmysł serca człowieczy.
Taki głos duszy u wszystkich się budzi
I nawet wróg tej prawdzie nie zaprzeczy,
Tak twoje kształty zewnętrzne spotyka
Chwalba zewnętrzna, którą wszak ci sami
Mają za wybryk swojego języka,
Gdy wnikną gębiej, niż widzą oczami;
Grzebiąc w twem wnętrzu, piękność ducha mierzą
Według twych czynów i, łagodni w oku,
Teraz zapachem chwastu kłócą świeżą
Woń twego kwiatu w swych myśli wyroku.
Lecz gdy nie godzi woń się z twym rozkwitem,
To stąd, że w gronie żyjesz pospolitem.