Odświeżaj moc swą, miłości, ażeby
Nie powiedziano, żeś tępsza od głodu,
Co, przesyciwszy dzisiaj swe potrzeby,
Jutro zaostrza swą żądzę. Powodu
Tego się trzymaj! Oczy swe z ochotą
Otwieraj jutro, choć w dzisiejszej dobie
Giną z przesytu, i ciągłą tępotą
Ducha miłości nie zabijaj w sobie!
Smutna zaś przerwa niech będzie, jak morze,
Dzielące brzegi: narzeczeni młodzi
W codziennej na nich zjawiają się porze
I coraz większa miłość k’nim przychodzi:
Albo jak zima: przykra jest, lecz zato
Po trzykroć milsze będzie dla nas lato.
Cóż mam innego czynić ja, twój sługa,
Jak oczekiwać twych rozkazów chwili?
Toć mnie nie goni żadna służba druga
I żaden czas mnie kosztowny nie pili.
Nie łaję godzin, że tak się bez końca,
O ty mój władco, wloką na zegarze,
Ani nie myślę o tym braku słońca,
Gdy mi twa wola odejść stąd rozkaże.
Nie pytam się też z zazdrością, gdzie właśnie
Jesteś i jakiej poświęcasz się sprawie.
Dumam li o tem, co za błogie jaśnie
Tam, gdzie ty raczysz przebywać łaskawie!
Takim to błaznem miłość ma, że oto
W każdym twym czynie szczere widzi złoto.