Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
72[127—152]
WILLIAM SHAKESPEARE

MAKBET: Jeśli mi tego odmówicie — pragnę
Być zaspokójon — niechaj padnie na was
Wieczne przekleństwo! Powiedzcie!...

(odgłos bębnów — kocioł znika)

Dlaczego
Kocioł wasz znika i cóż to za hałas?

(odgłos surm)

PIERWSZA CZAROWNICA:
Zjawcie się!
DRUGA CZAROWNICA:
Zjawcie!
WSZYSTKIE:Zjawcie
Jego się oczom — zatruć wnętrze
I pójść, jak cienie, jak najprędzej!

(jawi się ośmiu królów i przechodzą przez scenę, jeden za drugim, ostatni z zwierciadłem w ręku; za nimi duch Banka).

MAKBET: Nazbyt podobnyś jest do ducha Banka.
Precz! Twa korona pali mi źrenice,
A twoje włosy, o ty, druga głowo
W obręczy złotej, są jak u pierwszego;
Trzeci podobien poprzedniemu... Poco,
Ohydne wiedźmy, każecie mi patrzeć
Na takie zjawy? I czwarty?... Wyskoczcie,
Oczy, z swych dołów! Cóż to? Czy ten łańcuch
Będzie się ciągnął aż do dnia sądnego?
I jeszcze jeden? Siódmy? Nie chcę więcej!
A teraz jawi się ósmy i niesie
Zwierciadło z sobu, w którem ukazuje
Rząd wielu innych: niektórzy z nich mają.
Podwójne kule i berła potrójne...
Straszliwy widok!... Teraz widzę jasno:
Śmieje się ze mnie krwią zbroczony Banko,
Wskazując na tych, jak na swoich... Prawda?