Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/73

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[99—126]71
MAKBET — AKT IV

MAKBET: Więc żyj, Makdufie! Mam się lękać ciebie?
Wolę się jednak upewnić podwójnie
I wziąć od losu zakład: żyć przestaniesz,
Ażebym bladej trwodze kłam mógł zadać
I spać naprzekór grzmotowi.

(grzmot — zjawia się dziecko w koronie, z gałęzią w ręku)

A cóż to?
Niby królewska jawi się latorośl
Z koroną władzy monarszej na skroni?
WSZYSTKIE: Słuchaj, a nie mów przytem ani słowa!
ZJAWISKO:
Bądź, jak lew, śmiały, niech duch twój nie pyta,
Że ktoś spiskuje, burzy się i zgrzyta.
Niezwyciężony Makbet do tej pory,
Póki nie ruszą nań birnamskie bory
Ku Dunzynanu wzgórzu wysokiemu.

(znika)

MAKBET: To się nie stanie przenigdy, bo czemu
Staćby się miało? Zali kto wydoła
Zaciągnąć lasy, kazać drzewom zgoła,
By się wyrwały same z swego gruntu?
Rozkoszna wróżba! O ty, głowo buntu,
Nie podnoś mi się, dopóki nie zerwie
Las się birnamski, a w tej czasu przerwie
Będzie królował Makbet na swej górze
I tchem żywota opłacał naturze
Swoją dzierżawę, aż mu go zabierze
Czas i śmierć zwykła. Ale w pewnej mierze
Rwie jeszcze serce się moje; powiedzcie,
Jeśli mi kunszt wasz powiedzieć to zdoła,
Czy w tem królestwie będzie kiedykolwiek
Władał ród Banka?
WSZYSTKIE:Przestań się już pytać!